Korona Maratonów Świata – relacja Grzegorza Pysza

ARTYKUŁY | ZAWODY

World Marathon Majors

Zachęcamy do przeczytania relacji naszego zaowodnika Grzegorza Pysza, po zdobyciu Korony Maratonów Świata.

Czym jest World Marathon Majors, czyli „Korona Maratonów Świata”?

W skład tego wyzwania wchodzi 6 biegów maratońskich, które są najbardziej prestiżowe i największe na świecie: Berlin, Nowy Jork, Tokio, Chicago, Londyn i Boston. Po ukończeniu ich wszystkich, na mecie ostatniego otrzymuje się specjalny medal i wstępuje się do tzw. 6 Stars Club. Do tej pory osiągnęło to ok. 7 tyś osób z całego świata, z czego z Polski tylko 70 osób. Droga do tego miejsca zajęła mi 6 lat i była nieco skomplikowana. Można śmiało stwierdzić  że największym wyzwaniem jest to, żeby się dostać na każdy z tych maratonów. W przypadku niektórych jest to losowanie i tutaj trzeba liczyć na szczęście w moim przypadku to Berlin , Nowy Jork, Tokio w innych trzeba uzyskać odpowiednie minimum czasowe w swojej kategorii wiekowej (Chicago i Boston). Szczególnie trudno jest uzyskać kwalifikację na Boston, gdzie limity są mocno wyśrubowane ze względu na to, że jest bardzo wielu chętnych na przebiegnięcie najbardziej prestiżowego, najstarszego, regularnie rozgrywanego maratonu na świecie (w tym roku była to już 126. edycja !). 

Kwalifikacje na Maraton w Bostonie udało mi się uzyskać dzięki uzyskanemu minimum kwalifikacyjnemu podczas maratonu w Londynie w październiku ubiegłego roku. Uzyskany czas zagwarantował mi start w Bostonie, co było możliwe dzięki przygotowaniom prowadzonym pod okiem trenera Tomasza Brembora z drużyny Vamos Racing Team.

Kilka zdań na temat każdego z maratonów

Berlin – ponad 30 tyś startujących, szybka i płaska trasa, ale też trochę nudna, najbliżej Polski, wielu startujących Polaków i chyba najsłabiej oceniam pod względem kibiców i dopingu.

Nowy Jork – największy ze wszystkich-prawie 60 tyś startujących, niezbyt łatwa trasa ze względu na mosty, przebiegająca przez 5 dzielnic Nowego Jorku z metą w Central Parku, super organizacja i najlepsi kibice na świecie –magia. Przez cały bieg z uśmiechem na twarzy .Na trasie można spotkać wielu biegaczy z Polski, jak i również Polaków mieszkających w USA.

Niesamowitą sprawą jest tzw. „Medal Monday”, gdzie każdy finisher  na następny dzień chodzi po mieście z medalem na szyi i niezliczona ilość napotkanych przypadkowo osób składa gratulacje, życzy powodzenia i uważany jesteś za bohatera. Chciałbym to jeszcze kiedyś powtórzyć.

Tokio – prawie 40 tys. startujących, stosunkowo łatwa i szybka trasa biegnąca przez centrum miasta, niesamowici kibice, którzy na widok polskiej koszulki bardzo entuzjastycznie reagowali.

Chicago – dość łatwa trasa, biegnąca przez centrum, jak i też trochę obrzeżami Chicago, prawie 40 tyś biegaczy, wielu startujących oraz kibicujących Polaków.

Londyn – szybka, ale i wąska trasa, dosyć tłoczno, ok. 50 tys. uczestników, wielu kibiców na trasie, biegnie się miedzy innymi przez Tower Bridge  z metą pod Pałacem Baghingham.

Boston – wisienka na torcie, niektórzy mówią że to święty Graal dla maratończyków. Od samego początku czuć już wielką atmosferę, wydarzenie począwszy od życzeń powodzenia składanych przez załogę samolotu, w którym leciało większość maratończyków. Cały Boston żyje biegiem, jest to najważniejsze wydarzenie w całym roku. Główna ulica, gdzie znajduje się meta, biuro zawodów i expo jest tylko dla maratończyków i kibiców, jesteś tam wszędzie mile witany.

Trasa jest wg mnie zdecydowanie najtrudniejsza ze wszystkich, z wieloma podbiegami i zbiegami, a na taką na papierze nie wygląda. Prowadzi ona z Hopkinton przez małe miasteczka i dzielnice Bostonu, gdzie mieszkańcy żywiołowo kibicują startującym, przy okazji organizując sobie pikniki, koncerty i zabawy.

Dla osób które kończyły „koronę maratonów” organizator przygotował specjalną plakietkę na koszulkę która informowała że jest to właśnie ostatnie bieg z sześciu i będziesz „Majorsem” . Ta sytuacja powodowała że niezliczona ilość osób w trakcie samego biegu składało już gratulacje, co było bardzo miłe i jeszcze bardziej można było docenić to że się tam znalazłem.

Sama meta robiła niesamowite wrażenie ze względu na doping kibiców, których było naprawdę wielu.

Po przebiegnięciu mety każdy uczestnik otrzymywał medal za ukończenie Maratonu Bostońskiego, a osoby, które kończyły World Marathon Majors odbierają kolejny specjalny medal składający się z sześciu mniejszych.

Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jaką wielką wagę biegacze przywiązują do tego medalu. Uświadomiło mi to dopiero, jak po jego otrzymaniu reagowali pozostali uczestnicy maratonu, po ilości gratulacji i podniesionych kciuków.

Copyright © 2020 Vamos Team


Polityka Prywatności


Regulamin